Rosjanie i Pandora

Annę Politkowską zamordowano w 2006 roku. Jak myślicie, drodzy Czytelnicy, ilu dziennikarzy przed nią zginęło w Rosji – tej współczesnej, tj. po 1991 roku – nienaturalną śmiercią?
Dokładnie 210.

Wpadłam na objazdowe Watch Docs, gdy zawitało do Krakowa i obejrzałam film o Politkowskiej – 211: Anna. Chociaż jaki to tam film o Politkowskiej! To film o współczesnej Rosji, gdzie – tak jak i dawniej – człowiek jako jednostka nie ma znaczenia, nieważne, czy jest Rosjaninem, czy Czeczeńcem, dlatego poświęca się go dla dobra Rosji, a właściwie… dobra ludzi, którzy są u władzy, z Putinem (a dawniej – Jelcynem) na czele. To też – a może przede wszystkim – film o Rosjanach, o tym, że tak doskonale zostali wyszkoleni przez władzę, iż nawet rozmyślanie nad tym, kto zabił Politkowską, jest dla nich zdradą, bo przecież od tego są odpowiednie służby… (Najmocniejszy moment w filmie to ten, kiedy pewien Rosjanin zastanawia się do kamery, kto mógł zabić Politkowską, a przechodząca obok kobieta – bo wszystko kręcone jest na moskiewskiej ulicy – krzyczy do niego ze złością, że jest zdrajca; kiedy twórcy filmu pytają ją, dlaczego tak uważa, odpowiada, że tym zajmują się służby i ludziom nic do tego).

Gdy oglądałam film – a potem przysłuchiwałam się wypowiedziom Krystyny Kurczab-Redlich, nazywanej polską Anną Politkowską z powodu podobnie wielkiego zaangażowania w opisywanie tego, co naprawdę dzieje się w Czeczenii i z Czeczenią – byłam w trakcie lektury Pandrioszki Kurczab-Redlich właśnie. I choć Pandrioszka traktuje o czasach nieco dawniejszych, gdy jeszcze prezydentem Rosji był Jelcyn (z rodziną zamieszaną w wielkie matactwa finansowe, sięgające poza Rosję, odciągający od tego publiczną uwagę właśnie pierwszą wojną w Czeczenii), 211: Anna pokazuje natomiast jak Politkowska zaczęła interesować się sprawą Czeczenii, aż wciągnęło ją to tak, że gotowa była ryzykować życie (m.in. pertraktowała z terrorystami, którzy zaatakowali teatr na Dubrowce), jak to odbierano w Rosji (jej artykuły o kulisach sytuacji w Czeczenii i korzyściach, jakie odnosił z niej Kreml, powodowały spadek sprzedaży gazety, w której publikowała) oraz Rosję po jej śmierci, gdzie niemal nikt nie chce przyznać się, że wie, kim była Politkowska, to jednak obie rzeczy wspaniale się uzupełniają.
Bo łatwiej uwierzyć w to, co się ogląda, niż w to, co się czyta.

Jak w Pandrioszce pisze Kurczab-Redlich, wiedza o tym, co naprawdę dzieje się w Czeczenii – o wspieraniu czeczeńskich bojowników, siejących w kraju zamęt, przez Kreml, organizowanie lub wspomaganie przez rosyjskie specjalne służby czeczeńskich ataków terrorystycznych w Rosji, generowanie przez te służby większej liczby ofiar podczas takich ataków i podkreślanie muzułmańskości Czeczenów, wszystko po to, aby szarym Rosjanom i światu Czeczeńcy jawili się jako lud dziki, nieobliczalny, groźny i gotowy na wszystko dla chwały Allacha – to wiedza niewygodna, bolesna; tych rzeczy lepiej nie wiedzieć, bo gdy to się wie, co można powiedzieć o politykach, ściskających rękę Putina?
No, kto z Was, drodzy Czytelnicy, nie uwierzył w powyższy akapit? Kto, usłyszawszy o ostatnim ataku terrorystycznym na czeczeński parlament pomyślał, że Czeczeńcy to dzikusy i nie potrafią rządzić się sami, i dobrze, że Rosja ma ich w swoich granicach, pilnuje u nich porządku?
Sama mam ochotę napisać, że właściwie kto to wie, co naprawdę dzieje się w Czeczenii…
Mimo wszystko wierzę we wszystko co złe o Kremlu napisała Kurczab-Redlich, zarówno w Pandrioszce, jak i nowszej książce – Głową o mur Kremla. Ale Pandrioszka to nie tylko tylko Kreml i wielka polityka – to zwyczajne życie w Moskwie w latach 90. XX wieku, świeżo po upadku ZSRR, wśród zwykłych Rosjan… Zwykli Rosjanie to prawdopodobnie najważniejszy temat tej książki, Kurczab-Redlich jest nieustannie zadziwiona tym, jak bardzo różnią się od Polaków, jak – w większości – nie próbują nawet mieć wpływu na decyzje tych, którzy nimi rządzą, wszystko przyjmują jak zrządzenie losu, na które nic poradzić nie można. Obejrzawszy 211: Anna można pomyśleć, że właściwie nic się nie zmieniło…
Ale może się zmieni?…
kalendarz dla Putina


Dodaj komentarz